sobota, 9 listopada 2013

Moja pierwsza TOREBKA i na bis

Witam!
Jak pisałam w poprzednim poście, dużo jest prac zaczętych i się wykańczają. Na dodatek w głowie mam pełno nowych pomysłów, a czasu.... jest ile jest. Są przecież także inne obowiązki. Dziś jednak jest sobota i wykorzystałam światło słoneczne, przez chwilę świeciło nawet słońce, do zrobienia kilku zdjęć.  Za tło posłużuło mi drewno przygotowane do palenia w kominku. To w sumie takie nawiązanie: drewno-papier-gazety-recykling. Wydaje mi się także, że na zewnątrz zdjęcia wychodzą ładniej niż w domu, chociaż dużą rolę odgrywa tu pewnie moja niedoskonałość.
Ale do rzeczy! Dziś chciałabym się trochę cofnąć w czasie i pokazać moje wakacyjne wyroby, a mianowicie TOREBKI. Jak pisałam w pierwszym poście, moim nauczycielem papierowej wikliny była Magda Godawa, słynna Makkirequ. Po pierwsze dlatego, że przygotowała bardzo przejrzyste filmiki na stronie inspirello, a po drugie że to właśnie jej torby-torebki były dla mnie ogromną inspiracją. Ale się rozgadałam.....
Pierwsza torba powstała z dwóch papierowych kółek połączonych materiałem od dawna leżącym na stryszku. Został on z tak zwanego przydziału (dawne czasy) i przeznaczony był na płaszcz. Wykorzystałam tylko niewielki jego kawałek. Zmusiłam się do przeproszenia z maszyną do szycia. Nie jestem w tym dobra, ale trochę, głównie na wprost potrafię. Wszyłam nawet zamek, jednak na podszewkę już moich umiejętności mi nie wystarczyło.  Wyszło tak:




Tu na zbliżeniu widać, że z dbałości o szczegóły zrobiłam fibzdaczek do zamka :-) widać także że nie znałam jeszcze kleju na gorąco i całość zszyłam żyłką wędkarską mojego syna. Nie dość, że się napracowałam, to jeszcze nie wyszło idealnie. Ale teraz już wiem :) Z innych zastrzeżeń, jest troche za duża, no cóż to tzw frycowe.


Pomimo "pewnych niedoskonałości" moja torebka zrobiła furorę tak dużą, że postanowiłam zrobić kolejną dla koleżanki. Dla siebie też jeszcze zrobię, a tą zostawię na pamiątkę.
Tym razem jako element łączący użyłam paska zrobionego na szydełku z pociętych t-shirtów. Sporym kłopotem w takiej technice są uszy, bo trzeba znaleźć t-shirty bez szwów (i jeszcze odpowiedni kolor), bo nie ma lewej strony i nie ma gdzie schować łączeń. Na szczęście (nie sądziłam że to napiszę) moi chłopcy szybko rosną i jest sporo ich za małych koszulek, tak więc udało się dobrać. A oto efekt:



Torebka jest już u nowej właścicielki (podobała się bardzo), ale niestety nie zrobiłam zdjęć już całkowicie skończonej. Te umieszczone tutaj, też są takie robocze, ale tylko takie mam. Brakuje jej jeszcze uszu, ale zapewniam że w oryginale są. Tym razem torebka ma podszewkę, kieszenie wewnętrzne i całość jest połączona klejem na gorąco (łatwiej i ładniej). Może zresztą poproszę koleżankę o zdjęcie całości, to dorzucę.
Zrobiłam jeszcze kilka innych torebek, ale bedę je publikować systematycznie.
Jeszcze raz dziękuję Makkirequ


3 komentarze:

  1. I to jest ta torebka, którą chcę sobie zrobić. Pomyślałam, że najpierw uszyje torbę, a potem doszyje do boków koła. Tylko w sumie nie wiem jak je doszyć.. Na pewno nie użyję szydełka, bo nie umiem. Pięknie Ci wyszły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej doszywałam koła żyłką - ciężka praca. W kolejnej już używałam kleju na ciepło - polecam :-)

      Usuń
    2. Strasznie mi się podoba ta torebka, muszę spróbować. :)) Dam znać co mi wyszło.

      Usuń